Waszą dewizą jest nieustannie się rozwijać oraz doskonalić. W jaki sposób udaje się realizować ten plan?
Kto się nie rozwija, ten stoi w miejscu. Każdy proces można udoskonalić. Każdą czynność usprawnić. Człowiek uczy się całe życie. I właśnie w taki sposób nam się to udaje. Jesteśmy tego świadomi.
Stacja Pasibus, Przystanek Pasibus, Zajezdnia Pasibus, Pasiczepa – to różne oblicza jednej marki. Na czym one polegają?
To nasz PasiŚwiat, bo jak już wspomniałem, Pasibus to nie tylko burgery, to lifestyle. To cały, ciągle rosnący mini ekosystem. Są Pasibrzuchy – Klienci, są PasiZiomki – załoga, jest ZajezdniaPasibus – produkcja i wiele, wiele innych!
Pasibus wywodzi się z Wrocławia, a pojawienie się marki w innych miastach wymagało choćby rozbudowy zaplecza logistycznego. W jaki sposób poradziliście sobie z tym wyzwaniem?
Posiadamy partnerów logistycznych oraz nieustannie powiększamy i rozbudowujemy Zajezdnię. Dziś Pasibus to ponad 350 osób zaangażowanych w PasiŻycie. Ta liczba ciągle rośnie.
W sierpniu 2016 roku Pasibus zadebiutował z pierwszym lokalem w centrum handlowym. Dlaczego zdecydowali się Państwo na ten krok?
Po pierwsze, brakowało nam jedzenia tego typu w galeriach handlowych. Ludzie pukali się w głowę, mówili, że to nie pasuje. My myśleliśmy inaczej. Po drugie, bardzo trudno jest nam znaleźć odpowiedni lokal na ulicy. Wymagania techniczne są bardzo duże. W galeriach handlowych zdecydowanie łatwiej temu problemowi sprostać.
Dziś Pasibus funkcjonuje zarówno w centrach handlowych, lokalach ulicznych, jak i jeździ truckami po Polsce. W których lokalizacjach poziom odwiedzalności jest największy?
Każdy z tych sektorów cechuje się inną specyfiką. Trudno jest wybrać ten najlepszy. Osobiście najbardziej sprzyja mi klimat food trucków, ale to jest moje prywatne, sentymentalne odczucie.
Na co zwracają Państwo uwagę w doborze odpowiedniej lokalizacji?
LLL – lokalizacja, lokalizacja, lokalizacja. Musimy ją czuć i widzieć potencjał. Oczywiście, dopiero gdy wszystkie warunki techniczne pozwolą nam lokal zbudować.
Szybki rozwój niesie za sobą nie tylko profity, ale równolegle zwiększa ilość problemów.
To prawda, jest to wręcz masa problemów. Zatrudnienie jest chyba największym z nich. Bardziej znalezienie odpowiedzialnych ludzi, ale radzimy sobie, bo mamy najcudowniejszą ekipę na ziemi! No i co tu dużo mówić, polska biurokracja. Komentarza to nie wymaga (śmiech).
Jaką najważniejszą lekcję do tej pory wyniósł Pasibus?
Można by napisać książkę… Jak już wspomniałem, człowiek uczy się całe życie, a lekcja na własnej skórze jest tą najcenniejszą. Z takich rzeczy oczywistych to oszczędzone (względnie) pieniądze kosztują zawsze dwa razy tyle.
Jakie są Wasze plany na przyszłość?
Ambitne. W tym roku musimy się trochę „poukładać” po otwarciach, które już mamy za sobą. Chcielibyśmy zaistnieć wszędzie tam, gdzie znajdą się Pasibrzuchy, bo to dla nich otwieramy kolejne lokalizacje. Co będzie za pięć lat? Nie mam pojęcia. Prawdziwy rozwój firmy rozpoczęliśmy wraz ze startem pierwszego lokalu, czyli na początku 2015 roku. Nikt wtedy nie przypuszczał, że w drugiej połowie 2018 roku Pasibus będzie właśnie tak wyglądał. Dlatego nie jestem w stanie powiedzieć, co będzie za 5 lat.