Trzy nowe restauracje Chłopskie Jadło i cztery nowe Sphinxy to plan rozbudowy sieci restauracji na kolejne miesiące. Sprzedaż w obu tych formatach przez ostatnie miesiące rosła. Rozwój trzeciego formatu – Wook – jest zaplanowany na przyszły rok.
Sfinks ma ambitne plany ekspansji, mimo trudnej sytuacji na rynku pracy. W czym tkwi problem?
Jest za mało ludzi do pracy i trudno pozyskiwać nowych pracowników. Z tego powodu pojawia się presja płacowa, ale nie jest ona aż tak istotna w wielu miejscach w Polsce jak właśnie to, że nawet jeśli chce się płacić lepiej, to trudno znaleźć pracowników. To jest chyba dziś główna bolączka restauratorów.
Mimo to spółka planuje systematycznie otwierać nowe restauracje. W pierwszym półroczu, obejmującym okres od 1 grudnia 2015 r. do 31 maja 2016 r., sieć powiększyła się o osiem lokali, w tym m.in. przejęty warszawski pub Bolek, nowe restauracje Sphinx w Katowicach, Sopocie, Łodzi czy Wrocławiu oraz Chłopskie Jadło w Olsztynie. Jakie plany na najbliższy rok ma spółka?
W tym roku mamy plany uruchomić jeszcze trzy Chłopskie Jadła, czyli mamy oszałamiający wzrost sieci o 30%. Jeżeli chodzi o Sphinxy, to mamy zawarte już cztery umowy. Piąty Sphinx to będzie restauracja w Warszawie [w sąsiedztwie hotelu Marriott – red.], przerabiana ze zbyt dużego Wooka, co nie odpowiada tej koncepcji. Trwają kolejne negocjacje i myślę, że będzie więcej Sphinxów niż te umowy, które mamy zawarte. Wook zostawiamy sobie już na przyszły rok na przystawkę. Mamy co prawda dużo prac przewidzianych, cała koncepcja jest w miarę dopracowana. Jeżeli uda się nam znaleźć pod Wooka odpowiedni lokal, to Shanghai Express pewnie przetestuje jeszcze jedną placówkę, żeby być pewnym możliwości rozwoju sieciowego tego konceptu.
Jaka jest recepta na to, aby w restauracji mieć zawsze klientów?
Nie ma recepty na to, jak przywiązać klientów, natomiast trzeba robić wszystko, żeby klient był zadowolony, chciał wracać, aby była atmosfera, odpowiedni klimat i jakość.
W niektórych restauracjach, głównie sieci Chłopskie Jadło, spółka testowała ostatnio usługę delivery, czyli sprzedaży przygotowywanego na miejscu jedzenia na wynos. Jakie były efekty przeprowadzonej próby?
Wprowadzenie takiej usługi wymaga testów, bo dania dowożone muszą spełniać inne kryteria niż te sprzedawane na miejscu, nie cała karta nadaje się do transportu. Może się okazać, że posiłek smaczny w restauracji po przejechaniu piętnastu minut w szczelnie zamkniętym opakowaniu będzie zupełnie inny. Musieliśmy więc włożyć trochę pracy w kartę dowozu, żeby dostarczane dania zawsze były smaczne, ciepłe i na czas.