Jest projektantką i bizneswoman, choć sama mówi o sobie, że jest bardziej rzemieślnikiem niż artystą. Często wyjeżdża do europejskich stolic, nie tylko na targi modowe, ale też na przysłowiowe szlifowanie bruków w poszukiwaniu inspiracji modowych. Korzysta z każdej okazji, by odwiedzić muzea, galerie sztuki i opery. Ma głowę pełną pomysłów, którymi mogłaby obdarzyć niejedną markę. O przyszłości rynku odzieży damskiej, zdominowanym przez firmy sieciowe z produktem w niskiej cenie, rozmawiamy z Barbarą Chwesiuk, założycielką i właścicielką, dyrektor kreatywną marek Bialcon i Rabarbar.
Bialcon to polska firma odzieżowa, która od 20 lat ubiera kobiety. Jak na przestrzeni tych lat zmieniła się marka i jej początkowe założenia?
W ciągu tych 23 lat rzeczywiście marka ewoluowała wraz ze zmieniającą się rzeczywistością. Pierwsze lata były czasem eksperymentów, realizacji swoich ambicji. Potem był czas, gdy w korporacjach królował dress code i rynek wymuszał większy udział strojów formalnych w kolekcjach. Z tego powodu, dla możliwości realizacji swoich pierwotnych założeń projektowych, powstała marka Rabarbar, w ramach której możemy trochę poszaleć.
Czy Polki są według Pani odważne, lubią ciekawe i oryginalne projekty, czy raczej wolą klasykę i są w tej kwestii zachowawcze?
Obserwując kobiety na świecie czy nawet w Europie, oceniam, że Polki są zdecydowanie bardziej zachowawcze. W krajach zachodnich jest więcej kobiet ceniących sobie przede wszystkim wygodę, niemających oporów, żeby wyjść z domu bez makijażu czy w adidasach do sukienki. Odsetek kobiet, które nie farbują włosów, również siwych, jest tam też znacznie większy niż w Polsce. Polki starają się być bardziej eleganckie, ale są zdecydowanie mniej odważne w modowych eksperymentach. Zbyt często zastanawiają się „co inni powiedzą”. Na szczęście powoli to się zmienia.
Co charakteryzuje Pani projekty?
Tak naprawdę muszę nieustannie iść na kompromis. No cóż, proza życia, wyprodukowane ubrania trzeba przecież sprzedać. Przy tworzeniu kolekcji bierzemy pod uwagę światowe trendy, dostosowując je do realiów. Potem nasze propozycje oceniają nasi kupcy i często to jest kolejne sprowadzenie na ziemię. Na ile to możliwe, staramy się jednak inspirować nasze klientki i rozbudzać w nich potrzebę wyrażenia siebie poprzez dobór odpowiednich strojów. Kolekcje są bardzo różnorodne, więc każda pani znajdzie coś dla siebie.
Jaka jest kobieta, która nosi tworzone przez Panią ubrania?
Nasza klientka to kobieta ceniąca dobrą jakość ubrań. Mamy wśród nich panie, które lubią ponadczasowe, klasyczne kreacje, jak i osoby nieustannie podążające za modą. Śledząc na bieżąco światowe trendy, zdarza nam się trochę ubiegać zapotrzebowanie. Wiele pań uważa to za plus, twierdząc, że nasze ubrania są dłużej modne.
Na każdy sezon przygotowuje Pani nową kolekcję. Skąd czerpie Pani inspiracje?
Często wyjeżdżam do stolic europejskich, nie tylko na targi modowe, ale też na przysłowiowe szlifowanie bruków w poszukiwaniu inspiracji modowych. Bardzo pomocne są wizyty w muzeach, galeriach sztuki. W obecnej dobie nieoceniony jest także Internet. Dodatkowo studiowanie historii sztuki, ubioru i architektury, przynosi doskonałe rezultaty. W konsekwencji tych inspiracji jest zazwyczaj zbyt wiele, co przekłada się na zbyt rozbudowane kolekcje.
Rozumiem więc, że nie zdarzają się Pani okresy „niemocy twórczej”?
Nie wiem, co to znaczy niemoc twórcza, wręcz przeciwnie, bombarduje mnie zbyt wiele pomysłów. Czasem wydaje mi się, że można by tym obdzielić niejedną markę (śmiech).
Która ze znanych na świecie, współczesnych kobiet, zasługuje według Pani na miano ikony stylu?
Jest wiele ikon właściwego dla siebie stylu. Jedną z najbardziej wyrazistych jest np. Björk.
A kogo widziałaby Pani w roli ambasadorki swojej firmy?
Myślę, że mogłaby to być np. Meg Ryan, ale ta z dawnych lat, z wielkim urokiem nosząca zarówno garnitur, jak i sukienki do tenisówek. Z polskich gwiazd imponuje mi Anna Dymna. To silna kobieta, bez kompleksów, niezważająca na to, co inni o niej powiedzą. Gdy panie o bardziej obfitych kształtach z uporem preferują obcisłe kreacje, ona wybiera luźne, zwiewne suknie, w których wygląda doskonale i na pewno tak się czuje. Osobiście jednak na miejscu pani Anny zamieniłabym te suknie na nieco inne. Mam na myśli tkaniny, kolory, detale. Jest wiele znanych kobiet, które mogły być naszymi ambasadorkami, w różnym wieku, rozmiarze i stylu. Taką wymarzoną, szczególnie dla Rabarbaru, mogłaby być Audrey Tautou, a dla Bialconu Julianne Moore.
Z jednej strony jest Pani projektantką i artystką, z drugiej założyła Pani własną firmę, co związane jest z koniecznością odnalezienia się w twardej, biznesowej rzeczywistości. Jak udaje się Pani godzić obecność w dwóch tak różnych światach?
Pomimo ekonomicznego wykształcenia, zdecydowanie lepiej czuję się w tej bardziej artystycznej stronie modowego biznesu, chociaż nie uważam się za artystkę, co najwyżej za rzemieślnika (śmiech). Na szczęście w uciążliwościach związanych z prowadzeniem biznesu pomaga mi mąż i starszy syn, Kuba, a od niedawna również młodszy syn, Szymon. Obie ich żony, Magdalena i Natalia, również nas wspierają. Mąż odpowiada za IT, Kuba zajmuje się sprzedażą, bierze też na siebie wiele spraw administracyjnych i zarządczych, a Szymon realizuje się w marketingu.
Jakie cechy Pani osobowości przydają się najbardziej w prowadzeniu i rozwoju własnej marki?
Na pewno odwaga, wytrwałość i konsekwencja, ale też otwartość. Ważna jest także elastyczność, aby w porę reagować na zmieniające się otoczenie.