Ciekawym przykładem przewagi sklepów tradycyjnych nad tymi w sieci są Filipiny. Handel internetowy to zaledwie 1-2% tamtejszego rynku. Winne są korki i przeludnienie miast.
Stolica kraju liczy zaledwie 1,7 mln mieszkańców. Jednak razem z kilkunastoma okalającymi ją miastami ma ich już ok. 13 mln i stanowi jedne z najgęściej zaludnionych bbszarów na świecie.
Handel interetowy nie przekroczył 2% całej wartości sprzedaży na tym obszarze. Według danych ABS-CBN News głównym winowajcą są gigantyczne korki, które rzadko umożliwiają dostarczenie zamówionych towarów na czas. Zdarza się, że dostawcy muszą czekać kilka godzin, zanim uda im się przejechać przez miasta i paczki utykają na każdym kolejnym etapie podróży ze sklepu, przez pocztę, do klienta. Drugim ważnym czynnikiem jest prędkość połączenia internetowego. Przy kilkudziesięciu tysiącach użytkowników zlokalizowanych na terenie odpowiadającym średniej wielkości warszawskiego osiedla, Filipińczykom rzadko udaje się bez przeszkód obejrzeć towary w sieci i dokonac zakupu.
Na terenie metropolii Manila znajduje się ok. 150 centrów handlowych. Zwolnienie terenów spod galerii handlowych na mieszkania czy parki to marzenie rządzących, jednak ostatnie dane pokazują, że na razie nie ma szans, by zakupy przeniosły się do sieci.