Polski PKB pędzi, konsumpcja ma się dobrze, a inwestycje zaczęły wreszcie rosnąć. Zapowiedzi kolejnych programów socjalnych jeszcze zwiększą popyt, choć część nadwyżki będzie zapewne odkładana na oszczędności. Zdaniem przedsiębiorców jednak spożycie to niepewna siła napędowa gospodarki, a inwestycje wciąż mają niewłaściwą strukturę. Przy problemach na rynku pracy i nieprzewidywalnym sposobie uchwalania prawa trudno będzie to zmienić.
Już od wielu lat mamy ten problem, że w strukturze wzrostu naszego PKB inwestycje grają niewielką rolę. Szczególnie dotkliwy był tutaj 2016 rok, w którym mieliśmy do czynienia z istotnym spadkiem nakładów inwestycyjnych w gospodarce. W 2018 roku, zwłaszcza w III kwartale, mieliśmy do czynienia z dużo lepszymi wynikami, jeśli chodzi o nakłady inwestycyjne
– przypomina Jakub Bińkowski, analityk i sekretarz Departamentu Prawa i Legislacji Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.
Nakłady brutto na środki trwałe w III kwartale 2018 roku wzrosły o 9,9 proc. rok do roku i było to tempo najszybsze od trzech i pół roku. W IV kwartale wzrost wyniósł 6,7 proc., ale w obydwu tych okresach inwestycje dołożyły do wzrostu PKB 1,7 proc. Problem polega jednak na tym, że przyspieszenie inwestycyjne dotyczy przede wszystkim sektora publicznego – samorządów i dużych przedsiębiorstw publicznych. W firmach zatrudniających ponad 49 pracowników tempo nakładów inwestycyjnych jest wysokie, natomiast mniejsze podmioty inwestują znacznie ostrożniej – w pierwszej połowie 2018 roku firmy zatrudniające od 10 do 49 osób poniosły tylko 7,4 proc. wszystkich nakładów na inwestycje. Ostatnie dane GUS wskazują jednak na przyspieszenie inwestycji w sektorze przedsiębiorstw niefinansowych. W ubiegłym roku wzrosły one o 12,2 proc. rdr.
Dlatego zdaniem ZPP mimo zwiększenia wydatków podstawowe przyczyny niedostatecznych inwestycji nie zostały zlikwidowane.
To jest, po pierwsze, niestabilność przepisów, która powoduje, że przedsiębiorcy są mniej skłonni do inwestowania. Po drugie, problemy na rynku pracy związane z rosnącymi kosztami pracowników, co z kolei jest efektem niedostatecznej podaży pracy na rynku. Cały czas nie dokonano istotnych zmian, które wpłynęłyby na poprawę tych parametrów. Apelujemy o przeprowadzenie pewnych działań: zadbanie o pewną stałość regulacji i poczucie bezpieczeństwa prawnego polskich przedsiębiorców oraz o kształcenie zawodowe i rozsądną politykę imigracyjną, która służyłaby uzupełnieniu tych niedoborów na rynku pracy
– podkreśla Jakub Bińkowski.
Wydatki na środki trwałe skutkują możliwością korzystania za kilka miesięcy lub lat z nowszych technologii lub urządzeń, a w konsekwencji bardziej efektywnej produkcji towarów lub świadczenia usług. Niedostatek tych inwestycji oznacza więc zahamowanie rozwoju technicznego i technologicznego, a więc utratę przyszłych korzyści polegających np. na zastąpieniu brakujących pracowników przez automaty.
Analityk ZPP dodaje także, że Polska bardzo niewiele inwestuje w innowacje. Nakłady na wartości niematerialne i prawne wyniosły w pierwszym półroczu 2018 roku 3,2 mld zł i były aż o 51,1 proc. niższe niż w I półroczu 2017 roku. Udział w tych nakładach podmiotów dużych wyniósł 73,7 proc., średnich – 19,3 proc., a małych – 7 proc.
Jeśli chodzi o atrakcyjność inwestycyjną Polski, to z pewnością położenie, geografia to punkt pierwszy. Punkt drugi, dostęp do wysokiej jakości kadry. Mimo problemów z podażą pracy na rynku, to wciąż jest czynnik zachęcający do inwestowania. Stabilny wzrost gospodarczy, dobra koniunktura, wysoki popyt wewnętrzny świadczą też o tym, że polska gospodarka ma się dobrze. Trudno jest wyrokować, na ile jest to efekt polityki gospodarczej prowadzonej przez nas, a na ile jest to rezultat znakomitej koniunktury na świecie
– mówi Jakub Bińkowski.
W 2017 roku napływ do Polski kapitału netto z tytułu zagranicznych inwestycji bezpośrednich wyniósł 34,7 mld zł i był najniższy od czterech lat. Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii szacuje, że w ubiegłym roku spadł do 33,4 mld zł.
Wydaje się, że 2019 rok będzie pod tym względem umiarkowanie udany, ponieważ nawet jeśli grozi nam widmo spowolnienia gospodarczego w skali globu, a przynajmniej Europy, to cały czas jesteśmy jeszcze na górce. Może ona już trochę zaczyna opadać, natomiast cały czas nie ma znaków świadczących o tym, że czeka nas w ciągu najbliższych miesięcy jakieś gwałtowne załamanie
– uważa Jakub Bińkowski.