Ich lody są wyjątkowe, mocno śmietankowe, nienapowietrzone, dają fantastyczne orzeźwienie i przywołują bardzo pozytywne skojarzenia związane z wakacjami, dzieciństwem, radością. Twórcą sieci jest finansista Marcin Olesiak, który zajmował się bankowością, ale zawsze marzył o własnej firmie i dlatego razem z bratem założył Sweet Gallery Sp. z o.o. sp. k. Na początku świderki „kręcili” sami w weekendy. Do sieci szybko dołączyli jednak ich rodzice, dalsza rodzina, przyjaciele, znajomi i znajomi znajomych. W związku z tym temat lodowego biznesu przewija się cały czas, ale jak zapewnia prezes Lodolandii, wszyscy potrafią zachować dystans i kiedy trzeba, całkowicie zapomnieć o pracy.
Jest Pan twórcą sieci, jednak wcześniej zajmował się Pan bankowością i pracował na przysłowiowym etacie. Dlaczego postanowił Pan założyć własną firmę?
Zawsze chciałem mieć własną firmę. Długo szukałem pomysłu, niszy na rynku, analizowałem, podpatrywałem inne firmy. Nic jednak nie przekonało mnie na tyle, żeby zrezygnować z pracy i oddać się prowadzeniu własnej działalności. Pracowałem w korporacji finansowej, bardzo dobrze zarabiałem, miałem 3 asystentki, nie spieszyło mi się więc z otwarciem własnego biznesu. Tata mojego obecnego wspólnika prowadził od ponad 20 lat małą budkę z lodami i dobrze mu się wiodło. Pomyślałem, że można by ten pomysł rozwinąć i „ucywilizować”. Nie myślałem nawet wtedy, że z tego pomysłu zrodzi się sieć o międzynarodowym zasięgu licząca już kilkaset punktów. I tak wystartowaliśmy (ja z dwoma wspólnikami) z biznesem 5 lat temu, zaczynając od 3 własnych punktów Lodolandii.
Jak wyglądały Wasze początki?
Na początku sami „kręciliśmy” lody w weekendy. Byliśmy mile zaskoczeni tym, że koncept bardzo dobrze się przyjął. W drugim miesiącu działalności otworzyliśmy kolejne 5 punktów. Zanim zwolniłem się z banku, Lodolandia miała już kilka punktów. Rok później było ich już 29, z czego 15 stanowiły punkty własne, a 14 – franczyzowe. W 2015 roku Lodolandia posiadała już łącznie 184 punkty sprzedaży, w 2016 roku – 250, w 2017 roku – 350, a teraz sieć liczy już ok. 470 punktów w Polsce i za granicą. Jesteśmy obecnie największą siecią street food w Polsce i liderem w branży.
Sweet Gallery to firma rodzinna, którą prowadzi Pan między innymi z bratem, ale również Wasi rodzice zostali franczyzobiorcami Lodolandii. Jak w takiej rodzinnej relacji biznesowej wygląda praca?
Oczywiście, umiejętnie łączymy relacje rodzinne i zawodowe, ale nie da się ukryć, że o pracy i biznesie rozmawiamy bardzo dużo. Nie tylko moi rodzice prowadzą ten biznes, ale dalsza rodzina, przyjaciele, znajomi i znajomi znajomych. W związku z tym temat pracy przewija się cały czas, ale umiemy zachować dystans i kiedy trzeba, całkowicie zapominamy o pracy.
Sweet Gallery to trzy koncepty w formie food trucków. Państwa punkty sprzedaży jednak nie przypominają typowych przyczepek, z którymi mamy do czynienia na co dzień. Na czym polega ich wyjątkowość?
Nie chcieliśmy być postrzegani przez pryzmat przyczepy z zapiekankami czy kurczakiem. Dlatego też dopracowaliśmy nasz projekt, wprowadzając chociażby zaślepki na koła i demontowany dyszel. Nasze budki są podświetlane i nie widać, że są to food tracki. Harmonizują one z estetyką galerii handlowych i obiektów, przy których są zlokalizowane. Przyczepy wykonane są z wysokogatunkowych materiałów z użyciem wielu uszlachetnień. Cały czas unowocześniamy przyczepy, wprowadzamy coraz to nowsze i bardziej funkcjonalne wyposażenie, co znajduje uznanie u naszych franczyzobiorców, ale również u zarządcy galerii. Przyczepy prezentują się bardzo nowocześnie, co doceniają najbardziej wymagający Klienci.
Proponują Państwo „franczyzę pod klucz” – czy może Pan rozwinąć to hasło?
To, co nas wyróżnia, to fakt, że nasi franczyzobiorcy nie pozostają bez opieki. Nasz system franczyzowy zapewnia im nie tylko wiedzę w zakresie sprzedaży, ale również całe know-how związane z prowadzeniem biznesu. To pakiet szkoleń, wsparcie marketingowe, serwis, kompleksowe zaopatrzenie towarowe i rozwiązania księgowe oraz narzędzia do kontroli sprzedaży. Pomagamy w pozyskaniu finansowania na pozostałą kwotę inwestycji poprzez leasing, fundusze europejskie oraz Program Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej wspierający rozwój przedsiębiorczości „Wsparcie w Starcie”. Ponadto dostarczamy franczyzobiorcom w pełni wyposażone przyczepy gastronomiczne z niezbędnymi dokumentami. Przeprowadzamy dwudniowe szkolenia (praktyczne i teoretyczne) dla menadżerów, osób zarządzających i pracowników.
Oferują Państwo również sprawdzone lokalizacje.
Zgadza się i uważam, że ma to ogromne znaczenie. Dzięki współpracy z największymi sieciami handlowymi w kraju, m.in. Tesco, Kaufland, Carrefour, Intermarche, Leclerc czy Inter IKEA, Lodolandia oferuje franczyzobiorcom optymalne lokalizacje przy najpopularniejszych centrach handlowych w niemal każdym mieście w Polsce. Tym, co nas wyróżnia, jest fakt, że jako jedyni w branży razem z Klientem otwieramy punkt sprzedaży i jesteśmy z nim podczas tego pierwszego dnia. Własnych punktów mamy tylko kilka, a w biurze w centrali pracuje już ok. 50 osób dedykowanych do kompleksowej obsługi franczyzobiorców.
Dla franczyzobiorców przygotowali Państwo tzw. zeszyt franczyzowy liczący blisko 500 stron. Co się w nim znajduje?
Tworząc koncept franczyzowy Lodolandia, założyliśmy na wstępie, że musi to być biznes prosty, nie wymagający zbytniego zaangażowania. Nasi franczyzobiorcy to osoby przedsiębiorcze, które często prowadzą nie tylko jeden biznes, jak również osoby pracujące na etacie. W zeszycie franczyzowym jest dokładnie napisane wszystko, co powinien wiedzieć franczyzobiorca prowadzący ten biznes, jak i jego pracownicy. Zapisane są tam wszystkie reguły prowadzenia biznesu. Wydawać się może to dziwne, ale są tam dokładne instrukcje dla pracowników, co krok po kroku musi zrobić, jak przychodzi do pracy, typu: zapal światło, włącz maszynę, włącz gofrownicę i dopiero otwórz okno sprzedażowe, jak już wszystko będzie gotowe do pracy. Dzięki tym instrukcjom sieć działa bez zarzutu.
Lodolandia to biznes sezonowy. Mimo że jedzenie lodów buduje odporność, to jednak zimą Polacy jedzą ich zdecydowanie mniej.
Tak, ale jak już wspominałem, gros naszych franczyzobiorców to bardzo przedsiębiorczy ludzie. W sezonie lodowym od kwietnia do września są jeszcze bardziej zajęci, bo dodatkowo zajmują się biznesem lodowym. Część z nich posiada przyczepę całoroczną tzw. lodokołacz i od października do marca sprzedają węgierskie kołacze pod szyldem Kołacz na Okrągło. Ale są i tacy franczyzobiorcy, którzy po sezonie mają zdecydowanie więcej czasu i lecą na fajne wakacje (śmiech).
Firma funkcjonuje od 5 lat na rynku. Jak w Pana ocenie zmienił się rynek na przestrzeni tego czasu?
Street food jest bardzo popularny. Moda na food trucki przyszła do nas z Zachodu, a Polacy uwielbiają jedzenie pod chmurką. Trend ten w dalszym ciągu się umacnia. Świadczy o tym coraz większa liczba wydarzeń, takich jak: zloty food trucków, targi śniadaniowe czy inne wydarzenia plenerowe z udziałem food trucków. Pomimo tego wymogi galerii pozostają niezmienne i nie każdy food truck spełnia oczekiwania zarządców galerii. Nam się to udało, bo jak już wspominałem, nasze przyczepy harmonizują z estetyką galerii handlowych. Współpracujemy aż z setką galerii w całej Polsce. Jesteśmy dla galerii marką pierwszego wyboru.
W tym roku planują Państwo uruchomić nowy koncept, czyli budkę z kwiatami. Do tej pory była to gastronomia. Skąd więc pomysł na ten pachnący biznes?
Aktualnie pracujemy nad uruchomieniem pilotażowej budki z kwiatami. Zależy nam na stworzeniu sieci w Polsce. Z naszej analizy rynku wynika bardzo duże zapotrzebowanie, zarówno ze strony Klientów, jak i galerii na tego typu punkty. Jest to nisza na rynku, która na chwilę obecną pozostaje „nieucywilizowana”, a Polacy kupują coraz więcej kwiatów nie tylko na specjalne okazje, ale również bez pretekstu. Więc jest to rynek wzrostowy.